Nieśmiało do Was pukam i przedstawiam Wam dzisiaj wspaniałą propozycję śniadaniową, idealną na leniwe soboty. Nie wymaga dużo pracy, zachodu, wymyślnych składników. To zwykły omlet z malinami, za to podany - po królewsku!
Składniki na 3 porcje:
- 3 jajka,
- 3 łyżka wiórków kokosowych, niesiarkowanych,
- 6-8 łyżek mąki orkiszowej (lub dowolnej, wg uznania),
- 1 szklanka mleka roślinnego,
- 1 szklanka malin,
- 1/2 łyżeczki cynamonu,
- kilka kropel aromatu ajerkoniakowego,
- szczypta soli morskiej.
Przygotowanie:
Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Żółtka oddzielić od białek i umieścić w dużej misce. Do żółtek dodać wiórki kokosowe, mąkę, mleko i cynamon. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli. Delikatnie wymieszać ubite białka z pozostałą masą. Przełożyć do delikatnie natłuszczonych olejem kokosowym foremek żaroodpornych. Na masie ostrożnie ułożyć po 1/3 malin i zapiekać 30 minut. Po upieczeniu pozostawić jeszcze na kilka minut w ciepłym piekarniku. Ochładzać stopniowo (poprzez uchylanie drzwiczek piekarnika).
Podawać na ciepło lub po całkowitym ostudzeniu. Omlet doskonale smakuje bez niczego, ale warto podkręcić jego smak dodatkową porcją kokosa, jogurtu czy syropu klonowego.
Trochę o przepisie
Inspiracją dla tego wspaniałego śniadania był przepis, który znalazłam na blogu A Navy Kitchen. Użyłam podobnych proporcji i produktów do tych proponowanych w przepisie i omlet wyszedł bardzo smaczny, więc należy się szacunek do własności intelektualnej autorki bloga. Zapraszam do czytania i przeglądania - ciekawe miejsce.
Warto także zwrócić uwagę, że w przepisie nie ma ani odrobiny cukru (poza świeżymi owocami, które dodajemy). Delikatne dosłodzenie nie wpłynie na konsystencje omleta. Najlepiej dosładzać go (w wersji do pieczenia) cukrem palmowym, kokosowym, brązowym nierafinowanym, ewentualnie ksylitolem (ale nie należy dodawać go za dużo, bo ciasto może stać się zbyt wilgotne). Jeśli decydujemy się na słodzenie w płynie, dobrze powstrzymać się od dosładzania ciasta i polać omlet słodkim płynem już po upieczeniu (będzie prezentował się naprawdę wspaniale!). Tu niezastąpione będą: syrop klonowy, z agawy, miód czy syrop z daktyli.
Wspaniałym pomysłem jest także podanie omleta z płatkami kokosowymi czy uprażonymi płatkami migdałów.
Jak być może sygnalizowałam wcześniej, przez najbliższe trzy miesiące będę przebywać w Miami, FL (konkretnie w okolicach Pompano Beach). Jestem w Stanach już od zeszłego piątku, a z dostępem do stałego łącza jest różnie, z wolnym czasem - tym bardziej, więc przepisy będą pojawiać się odpowiednio rzadziej. Póki co, po wstępnym zaklimatyzowaniu się i pokonaniu jet lag'u mogę jedynie podzielić się tym, co jadłam na ostatnie śniadanie przez przyjazdem Alvaro do Polski. Potem zaczęło się życie na znacznie szybszych obrotach...
Na pytania o Stany nie mogę odpowiedzieć jeszcze zbyt obszernie. Mogę jedynie podzielić się naprawdę kilkoma wrażeniami (kulinarnymi) ze Stanów. Po pierwsze, Amerykanie w większości jedzą syf. Sorry, ale taka jest prawda. Wszystko tu jest tak uproszczone i tak ułatwione, nie wiem, przystępne (!?), że przepis na ten omlet wydaje mi się ogromną sztuką kulinarną. Poza tym, że o pokrojone, umyte, obrane warzywa jest łatwiej, jak o te zwykłe to jeszcze nic. W sklepach dominuje głównie żywność bardzo wysoko przetworzona. Nie mówię tu już jedynie o samych gotowych produktach, jak np. mrożona propozycja śniadaniowa - parówka zawijana w jagodowego pancake (!), ale o same warzywa. Na Florydzie można dostać np. Slimcado (tak, nie pomyliłam się). To zmutowana wersja awokado, które jest 4 razy większe, nie brązowieje po rozkrojeniu, ma rzekomo 35% mniej kalorii i 65% mniej tłuszczu (jeśli dobrze pamiętam). Poza tym, jest relatywnie drogo, żywność nie jest bardzo tania.
Jest też oczywiście druga strona. W markecie typu Whole Foods można dostać naprawdę wszystko. Można kupić warzywa, owoce ekologiczne, wolne od GMO, bez konserwantów itd. Oprócz tego dżemy na chia, specjalne jedzenie dla kobiet w ciąży, shake proteinowe i ogromne stoisko ze zdrowym jedzeniem gotowym. I co tam jeszcze można sobie wymarzyć - wszystko (słownie: wszystko). Oczywiście za cenę, która przyprawia o zawrót głowy. Konkluzja jest prosta - Ameryka zdecydowanie ma dwie twarze. Szkoda tylko, że Amerykanie zazwyczaj wybierają tą złą stronę, bo dostęp mają równie łatwy do obu form żywności.
Jeżeli chodzi o wrażenia restauracyjne, to nie mam jeszcze nic do powiedzenia. Najbliższe knajpki to oczywiście mnóstwo dań a la parilla i każdego rodzaju kuchni latynoskiej. Dotychczas miałam jedynie okazję napić się owocowego koktajlu w centrum handlowym, który był w prawdzie bardzo smaczny, ale jego zamówienie niezwykle skomplikowane. Jak się okazuje, w Miami ciężko dogadać się po angielsku. Znajomość hiszpańskiego jest wręcz niezbędna. Nawet, jak widać, przy zamawianiu smoothie w shopping mall'u. Na moje szczęście język hiszpański znam, więc z tym problemu nie było, ale zawsze jednak...
Poza tym miejsce jest wspaniałe, bardzo inspirujące. Upał i wilgoć jest niemiłosierna, ale ostatecznie od czego są klimatyzowane pomieszczenia i samochody? Tymczasem zostawiam Was z przepisem, a sama idę pilnować mojego chleba z dodatkiem protein konopnych. Jak wyjdzie? Zobaczymy, trzymajcie kciuki!
mmm koniecznie muszę zrobić, tak dawno go u mnie nie było : ) !
OdpowiedzUsuńFajnie, że nie trzeba smażyć, a można upiec-o ile zdrowiej! Delikatny jest bardzo i z migdałami z chęcią bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńprześwietny ten omlet!
OdpowiedzUsuńo koleżanko rozwaliłaś system! mniam!
OdpowiedzUsuńSmacznie wygląda ;-)
OdpowiedzUsuńnajchętniej wprosiłabym sie na porcyjkę- wygląda obłędnie:)
OdpowiedzUsuńOjoj ale pyszności u ciebie. Ale bym zjadła takie śniadanko :-)
OdpowiedzUsuńOjoj ale pyszności u ciebie. Ale bym zjadła takie śniadanko :-)
OdpowiedzUsuńPycha, taki omlet to ja poproszę :)
OdpowiedzUsuńPycha, taki omlet to ja poproszę :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie podziel się zdjęciami z Miami :)
OdpowiedzUsuńA co do ich jedzenia to ja spotkałam się z ich jajkami rozbełtanymi już w woreczku, by było łatwiej przygotować jajecznicę (jakby wbicie jajek na patelnie było takie zajmujące..) niedobre sery żółte a o wędlinie nie wspomnę...
A Twój omlet wygląda wspaniale! Tak to można zaczynać każdy weekend :)
pozdrawiam!
musiałabym wypróbować :) ostatnio lubię takie pyszności :)
OdpowiedzUsuńWygląda cudnie! :D
OdpowiedzUsuńmmmm pysznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńMoi kuzynowie -co prawda z Kanady, nie jedzą niczego innego poza tym co da się zrobić w mikrofali,a wcześniej było mrożone. Jak teraz przyjechali to na każdy posiłek idą do McDonalda...
OdpowiedzUsuńA śniadaniowy omlet boski;)
Pieczonego nigdy nie jadłam ale jestem pewna, że byłabym wniebowzięta! :-)
OdpowiedzUsuńOmletu z owocami nie jadłam jeszcze nigdy, ale wygląda super :)
OdpowiedzUsuńSmakowity omlet, a gdyby dać na wierzch jeszcze gałkę lodów?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
www.kornikwkuchni.blogspot.com
fajny czas zatem przed Tobą, jestem ciekawa i proszę o więcej kulinarnych relacji z USA!
OdpowiedzUsuńA to miałaś pyszny deser, zapamiętam przepis :)
OdpowiedzUsuńO kurcze, brzmi niesamowicie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńoch co za cudowności! Aż mi ślinka pociekła! Zrobię sobie na śniadanko z przyjemnością, ale z truskawkami albo czereśniami... na malinki muszę poczekać >.< a to jedne z moich ulubionych owoców ;)
OdpowiedzUsuńJuż samo wyjadanie takiego smakołyku z takiego naczynka to sama przyjemność :D
OdpowiedzUsuńWygląda obłędnie :D
Niestety nie mam sprawnego piekarnika, więc omlety tylko smażę. No ale wygląda na bardzo smaczny. ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście omlet królewski, ależ bym go sobie zjadła, mniam:)
OdpowiedzUsuńwygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńPięknie i apetycznie, chętnie bym się przysiadła do jednej porcji :)
OdpowiedzUsuńTrochę za gorąco, aby odpalać piekarnik, ale mam na takiego naleśnika ogromną ochotę!
OdpowiedzUsuńWygląda niesamowicie! Zjadłabym takiego na raz, w dodatku malinki... moje ukochane owocki!
OdpowiedzUsuńMniam, śniadanie pełne smaku! :)
OdpowiedzUsuńDesayuno perfecto ! :) Wygląda bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńSuper śniadanie, musi być pyszne! Baw się dobrze w Miami! !!
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie, w sumie bardziej przypomina ciasto niż omlet :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com
Danie wygląda cudownie !!, podobnie jak naczynka w których się znajduje :)
OdpowiedzUsuńA pobytu w Miami zazdroszczę ;) Ja nie wiem czemu ludzie wybierają takie syfiaste jedzenie - przecież to tak sztucznie smakuje... Fakt że jest łatwiejsze w obróbce, ale przecież zrobienie sałatki czy warzywnego dania z kaszą nie wymaga wielkiego zachodu... No jeszcze są owoce - najzdrowszy fast food świata :) Ale pewnie co poniektórzy myślą, że jagodowy pancake otaczający parówkę to dzienna porcja owoców ;)
Danie wygląda cudownie !!, podobnie jak naczynka w których się znajduje :)
OdpowiedzUsuńA pobytu w Miami zazdroszczę ;) Ja nie wiem czemu ludzie wybierają takie syfiaste jedzenie - przecież to tak sztucznie smakuje... Fakt że jest łatwiejsze w obróbce, ale przecież zrobienie sałatki czy warzywnego dania z kaszą nie wymaga wielkiego zachodu... No jeszcze są owoce - najzdrowszy fast food świata :) Ale pewnie co poniektórzy myślą, że jagodowy pancake otaczający parówkę to dzienna porcja owoców ;)
Aniu, powiem Ci, że kupiłam wczoraj pierwszy z brzegu byle magazyn ze "zdrową kuchnią". Ich propozycje to nie były przepisy, a sposób w jaki doradzają zestawiać produkty gotowe. Innymi słowy lunch idealny? Bułka hamburgerowa (kupna) pełnoziarnista + zupa fasolowa z puszki + pokrojone i umyte warzywa z paczki. Trochę smutne...
UsuńCudownie wygląda :) Takie śniadanka to istna rozpusta normalnie :))
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, nie jadłam jeszcze pieczonego omleta:)
OdpowiedzUsuńAle pycha!.
OdpowiedzUsuńWygląda cudnie :3
OdpowiedzUsuńMniam, bosko ten omlet wygląda :)
OdpowiedzUsuńUdanego pobytu na drugim końcu świata ;)
Wspaniały omlet! Nigdy jeszcze nie piekłam go w piekarniku.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ci wyjazdu do Miami;)
Pyszny omlet :) Zjadłabym taki!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, bardzo mi się tu u Ciebie podoba :) omlet z chęcią bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńPieczonego z malinami jeszcze nie jadłam. Same pyszności ja już czuję jak pachnie malinami.
OdpowiedzUsuń