niedziela, 30 listopada 2014

MIX OWOCÓW TROPIKALNYCH

Często mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy kupuję świeże owoce i warzywa, wybieram te nasze, polskie, ale też te ekskluzywniejsze - sezonowe czy tropikalne. I o ile te pierwsze znikają w mgnieniu oka, to te drugie leżą i gniją, czekając na jakieś wyuzdane okazje specjalne, które jakoś tak nie nadchodzą... Tak było i tym razem. Miałam dojrzałe mango, kaki, piękne pomarańcze i granat, mandarynki i żółciutkie banany. I tak sobie one leżały. I leżały. I nadal tak sobie leżały... No i mogłyby tak sobie leżakować, aż uległyby rozkładowi w blat stołu. Ale jednak coś się zmieniło i trafiły na talerz - bez specjalnej okazji.



Składniki:
  • 1 mango, 
  • 1 kaki, 
  • 1 banan, 
  • 1 mandarynka, 
  • 1/4 granatu, 
  • 1 pomarańcz, 
  • kilka listków bazylii.

Przygotowanie: 

Owoce obrać i pokroić w plastry. Podawać od razu.


Najwspanialsze owoce tropikalne są oczywiście w tropikach. Ciężko porównać smak np. mango, które zostaje zerwane będąc jeszcze mocno niedojrzałe i przemierza tysiące kilometrów zanim się do nas dostanie od mango z targu, które dochodziło w pełnym słońcu, na świeżym powietrzu. Naturalnie, powinnyśmy jadać owoce i warzywa, które pochodzą z naszej strefy klimatycznej i wspierać lokalnych rolników, ale komu nie zamarzy się od czasu do czasu intensywnie różowy granat czy elektryzująco pomarańczowe mango?

Stąd właśnie moje najwspanialsze wspomnienia, dotyczące owoców tropikalnych pochodzą właśnie z podróży do tych krajów. Takie wyjazdy to nie tylko doskonały pretekst do wypoczynku, ale przede wszystkim do poznania nowych kultur, obyczajów, zobaczenia pięknej przyrody i doświadczenia fantastycznych wrażeń smakowych.

Naturalnie, czuję, że wiele podróży o charakterze kulinarnym jeszcze jest przede mną. Wysoko na liście moich marzeń znajdują się top 3 destynacje:
  1. Izrael - niezwykle kusi mnie serwowany tam mix kuchni żydowskiej i arabskiej. Nigdzie indziej nie spróbuje się takiego hummusu, tahini czy sosu daktylowego. Street food na najwyższym poziomie i fantastyczna kuchnia orientalna. Cudowne smaki, dobrej jakości produkty i do tego niesamowite możliwości turystyczne. 
  2.  Kanada - marzy mi się przede wszystkich typowe kanadyjskie śniadanie polane sowicie prawdziwym, wysokiej klasy syropem klonowym. Będąc tam, nie sposób nie spróbować też wspaniałych ryb i przetworów rybnych. Jest to kuchnia, która sporo zaczerpnęła z kuchni francuskiej i brytyjskiej. Stawia na lokalne produkty i ekologiczne trendy. 
  3. Szwecja - koniecznie w Boże Narodzenie! Nie wiem, czy to przez Ikea, czy inne spopularyzowane w mediach szwedzkie świąteczne specjały, ale moja podróż tam na pewno będzie pachniała grzanym winem i aromatycznymi pierniczkami.


Owoców nie warto także omijać ze względu na to, jak pozytywnie wpływają na naszą figurę. Mają dużo witamin i są źródłem dobrego cukru. Poza tym niektóre mają dużo błonnika i wspomagają wprawną przemianę materii. Najlepiej jeść je w pierwszej połowie dnia - a już zdecydowanie unikać na noc. Zawarty w nich cukier szybko podniesie nam poziom glukozy we krwi. Niestety tak szybko, jak wzrośnie, tak szybko i spadnie i może powodować nękające nas uczucie głodu jeszcze przed pójściem spać.

foto: JCK
(z naszej wspólnej podróży na Sri Lankę)

piątek, 28 listopada 2014

ZIMOWE BATONY ŚLIWKOWO - DAKTYLOWE

Domowe batony to idealny sposób na zdrową przekąskę czy deser. Można je zabrać ze sobą do pracy, na uczelnię czy w podróż. Są niezwykle smaczne i podbiją serca nie tylko tych, którzy stawiają sobie w diecie surowsze ograniczenia, ale absolutnie wszystkich (przetestowałam!).








Składniki na 6 sztuk:

Batony:
  • 1/2 szklanki suszonych daktyl, drylowanych,
  • 1/2 szklanki suszonych śliwek,
  • 1/4 szklanki suszonej żurawiny, 
  • 1/4 szklanka jagód goji,
  • 1/2 szklanki sezamu,
  • 1/2 szklanki migdałów, 
  • 1 łyżka babki płesznik,
  • 4 łyżki wody, 
  • 1 łyżeczka cynamonu, 
  • 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej, 
  • 1/2 łyżeczki imbiru, 
  • 1/2 łyżeczki goździków, 
  • szczypta kardamonu,
  • szczypta soli morskiej,
  • 1 łyżka oleju kokosowego nierafinowanego.

Polewa czekoladowa:
  •  2 łyżki kakao ekologicznego, 
  • 2 łyżki oleju kokosowego nierafinowanego, 
  • 1 łyżka syropu klonowego.

Przygotowanie:

Daktyle i śliwki umieścić w kielichu blendera i zmiksować. Dodawać kolejno: żurawinę, jagody goji, sezam, migdały, babkę płesznik i wodę i blendować na wysokich obrotach, do uzyskania zadowalającej, w miarę jednolitej konsystencji. Dodać przyprawy, olej kokosowy i miksować jeszcze przez chwilę. Masę przelać do małej foremki wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić do lodówki.
W trakcie chłodzenia się batonów przygotować polewę. Olej kokosowy rozpuścić. Dodać do niego syrop klonowy. Do naczynia przesiać kakao i dokładnie wymieszać. Odłożyć w chłodne miejsce (ale nie do lodówki - czekolada bardzo szybko zastyga). 
Masę na batony wyjąć z lodówki, pokroić wzdłuż na 6 równych części. Każdą z nich oblać fantazyjnie płynną czekoladą i ponownie odstawić do zastygnięcia. Przechowywać w lodówce lub zamrażarce.


Niezwykle ważnym elementem tych batonów jest czekolada. Domowa polewa czekoladowa bez zbędnego cukru, złej jakości tłuszczu, barwników czy pseudo kakao wzbogaci je smakowo i wizualnie. Jest niezwykle łatwa w przygotowaniu i nie wymaga ani dużego nakładu czasu, ani wysiłku. Jej zrobienie jest prostsze, niż przepis na jajecznicę, więc podoła, myślę, każdy! A warto... oj tak! Zwykłe gotowe polewy to 99% chemii i 1% czekolady. Natomiast w zwykłych czekoladach często znajdziemy niechciane tłuszcze utwardzone, lecytynę sojową, sztuczne aromaty czy mleko w proszku. Tutaj, robiąc własną czekoladę kontrolujemy absolutnie wszystko - skład oraz stopień dosłodzenia naszej polewy. 


Życie w XXI wieku może pozornie wydawać się łatwiejsze od życia ludzi pierwotnych czy jeszcze nawet tego sprzed kilkudziesięciu lat. Zdecydowanie zmienił się model życia, obowiązków i podziałów społecznych. Technika, inżynieria, świat nauki i medycyny niesamowicie się zmieniły, nadając naszej epoce kamienia komputerowego innego, niespodziewanego biegu. Niestety nie tylko klasyczne wartości uległy przedawnieniu, ale także cała kultura i moda związana z jedzeniem.

Obecnie gotowanie w domu zbilansowanych posiłków oraz przygotowywanie zdrowych przekąsek 'to go' jest już niemalże pretensjonalne, a przynajmniej hipsterskie. Błąd! To jest właśnie wartościowe podejście, które przez ostatnie 30 lat uległo nagłemu zwrotowi ze względu na zwiększające się tempo życia, nowoczesny model fast life - fast food i zakodowanie się w świadomości społecznej faktu jedzenia poza domem jako codzienności.

Musimy mieć świadomość, że to do nas jako jednostek, ale też całego społeczeństwa należy decyzja, jak zechcemy kreować przyszłość,  związaną z szeroko rozumianym byciem świadomym konsumentem. Musisz być świadomym i dokonywać wyborów, zgodnych z twoim sumieniem, a przede wszystkim zdawać sobie sprawę, że masz możliwość zmiany. 
Rynek komercyjny nie jest głupi. Bardzo uważnie śledzi trendy i tendencję społeczne, kreując i tworząc produkty, miejsca, instytucje itp. odpowiadające na te potrzeby. Tak więc, idąc tym tropem - wybierając samodzielne zrobienie zdrowych batonów w domowym zaciszu, stymulujesz rynek do pojawienia się większej ilości zdrowych produktów w sklepach, które będą ogólnodostępne i tańsze i odwrotnie - kupując popularne batony w sklepach, sprawiasz, że to te są niedrogie i dostępne wszędzie na wyciągnięcie ręki.  

The choice is yours.

Tak przygotowane i zapakowane batony doskonale nadadzą się także na świąteczny czy mikołajowy prezent. Wystarczy ci celofan, kawałek szarego czy kremowego papieru, kilka nitek, sznurków i tasiemek, zielone listki i bloczek do adresowania. Oprócz tego nie zapomnij o kreatywności! Dzięki tym prostym narzędziom stworzysz niezapomniane prezenty, którymi obdarujesz bliskich (i to bez wydawania fortuny!)


niedziela, 23 listopada 2014

KOKTAJL BANANOWY ZE SPIRULINĄ

Co byście powiedzieli, gdybym zachęcała was do jedzenia sinic? Może, że zwariowałam, może, że nie ma mowy, a może nic? Powiem wam spróbujcie! Ja jadam je już od dawna, nie ma dramatu 
:)









Składniki na 1 koktajl:
  • 1 szklanka kruszonego lodu, 
  • 1 dojrzały banan, 
  • 1 łyżka spiruliny, 
  • 1 garść orzechów nerkowca, 
  • 1 łyżka syropu klonowego, 
  • 1 szklanka mleka (ja użyłam pół szkl. sojowego, pół szkl. kokosowego), 
  • 1 garść liści świeżego szpinaku. 

Przygotowanie:

Wszystkie składniki umieścić w misie blendera i zblendować na gładki koktajl. Podawać na zimno.


Dodatek spiruliny i szpinaku sprawia, że koktajl nabiera pięknego, intensywnie zielonego koloru. Cóż tu wiele czarować, nabiera także bardzo charakterystycznego posmaku alg. Nie powiem, żeby był on nieprzyjemny, nie. Natomiast koktajl ze spiruliną czy chlorellą warto dodatkowo dosłodzić - np. syropek klonowym czy z agawy. Dzięki temu ten intensywny smak zostanie nieco zneutralizowany przez słodycz.

(NIE, spirulina NIE jest NIEdobra)




Jeśli wasz blender nie jest demonem sprawności technicznej, warto namoczyć orzechy nerkowca przez miksowaniem. Znacznie ułatwi to sam proces blendowania, ale też go przyspieszy. Ponadto dzięki temu uzyskamy prawdziwie kremową konsystencję koktajlu. 

Ja nie namaczam nerkowców przed miksowaniem ich w napojach, natomiast zawsze (na całą noc) przed robieniem mas na wegańskie "serniki" i inne "masy serowe", które powinny być idealnie gładkie i puszyste.
  
Dlaczego spirulina zasługuje na miano super food (i czy aby na pewno słusznie)?

Klasyfikując spirulinę w kategorii super foods kierowałam się przede wszystkim bardzo wysoką zawartością białka i przyswajalnością produktu przez nasz organizm (szacowana na prawie 90 parę procent!). Jest też bardzo bogata w witaminy i magnez. 

Warto ją spożywać, jeśli ograniczyliśmy w naszej diecie różne źródła białka (wegetarianie, weganie), ale nie tylko. Spirulina, dla kogo jeszcze? Odsyłam do ciekawej publikacji na ten temat: Gdzie diabeł nie może – nietypowe zastosowania Spirulina.

Poza tym jest to produkt w stu procentach naturalny, o bardzo wysokiej zawartości błonnika! Doskonale wpłynie na naszą przemianę materii, zmęczenie, wzmocni i odżywi nasz organizm. Pomoże też znormalizować poziom cukru we krwi. 


Bardzo zachęcam do zapoznania się ze stroną Spirulina.pl. Znajdziecie tam wiele przydatnych informacji o spirulinie i nie tylko.

czwartek, 20 listopada 2014

KASZA JAGLANA Z MUSEM Z MANGO

Przygotowując nasze śniadania, musimy zdawać sobie sprawę na czym dokładnie polega fenomen śniadania idealnego. Musi być oczywiście smaczne i zachęcać nas do rozpoczęcia dnia porządną porcją dania X, które właśnie nakładamy sobie na talerz. Dodatkowo, powinno być wyporcjowane tak, aby nasycić nas na kilka godzin w przód, nie zapychając niepotrzebnie na 12 najbliższych godzin. No i wreszcie - są fani śniadań na słono i słodko. Które więc należy wybrać? Najlepiej oba - na zmianę!





Składniki na 2 porcje: 
  • 3 duże łyżki ugotowanej kaszy jaglanej, 
  • 1/3 szklanki mleka sojowego (migdałowego, orzechowego, kokosowego, sezamowego albo innego waszego wyboru),
  • 1 łyżka syropu z agawy (ryżowego lub klonowego),
  • 6 łyżek musu z mango*, 
  • 3 łyżki domowej granoli (tej lub każdej innej waszego wyrobu lub w pełni ekologicznej).
* - mus otrzymamy blendując dojrzały owoc mango na dość gęste puree (bez rozcieńczania!). Pozostały mus może stanowić fantastyczną bazę np. do śniadaniowego koktajlu.

Przygotowanie:


Ugotowaną kaszę mieszamy z mlekiem i syropem z agawy w małym rondelku i delikatnie podgrzewamy. Trzymamy na ogniu 3 do 5 minut. Masę przelewamy do szklanek lub miseczek. Mus z mango wykładamy na kaszę jaglaną, posypujemy domową granolą. Podajemy od razu.


Porcję podaną w przepisie można zjeść oczywiście samodzielnie, wtedy będzie to pełnowartościowe śniadanie (które można ewentualnie, według gustu, uzupełnić dodatkową porcją białka - np. 1 łyżką pudrowanego białka konopi czy spiruliny). Jeżeli natomiast decydujemy się podzielić naszym śniadaniem, to warto zjeść coś jeszcze. Ostatecznie to właśnie śniadanie jest tym posiłkiem, które w dużej mierze decyduje o całym naszym dniu, samopoczuciu, tym jak nasz organizm będzie gospodarował swoimi zapasami i dalszymi wyborami żywieniowymi w ciągu dnia. Nie warto go omijać - to nie tylko sprzyja tyciu (co już absolutnie wszyscy wiedzą, prawda?), ale także niekorzystnie wpływa na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, powodując osłabienie i zmęczenie w ciągu dnia. 

Tak więc, jeśli twierdzisz, że nie masz rano apetytu albo zamierzasz schudnąć omijając śniadanie (hhmmm...?) to sorry, ale najwyższy czas uaktualnić Twoją bazę danych i zacząć żyć tak, aby nie szkodzić sobie samemu!

A ja tymczasem zapraszam na moje śniadanie. Smacznego i na zdrowie!


środa, 19 listopada 2014

ORKISZOWE PIEROGI ZE SZPINAKIEM I FETĄ

Słowo pierogi to niemalże tak silny magnez jak pieniądze czy skandal. Jest to rytuał powszechnie znany i kultywowany we wszystkich polskich domach, a szczególnie w tych, w których znajduje się jednostka społeczna nazywana babcią. Te zawsze znają tajemne receptury na najlepsze, pulchne ciasto i tradycyjny, pyszny farsz. A co robimy my, młodzi, ci, co nie znają życia? Profanują te idealne pierogi!
 Składniki na około 35 - 40 pierogów:

Ciasto:
  • 300 g mąki orkiszowej,
  • 200 ml ciepłej wody,
  • szczypta soli morskiej.
Farsz:
  • 450 g szpinaku świeżego lub mrożonego,
  • 100 g prawdziwego sera feta,
  • 1 łyżka ghee,
  • 1 duży ząbek czosnku,
  • 1 łyżeczka słodkiej papryczki,
  • świeżo zmielony pieprz,
  • sól morska (uwaga, ser jest słony!).
do podania: świeżo zmielony pieprz, ser ricotta, śmietana, masło

Przygotowanie:

Masło rozgrzewamy na patelni. Podsmażamy na nim szpinak. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek. Zdejmujemy z ognia, mieszamy z serem fetą (niezbyt dokładnie, rozgniatając ser widelcem, dzięki temu kawałki sera będą wyraźnie wyczuwalne). Doprawiamy papryczką, pieprzem, solą i odstawiamy.
Do przesianej mąki dodajemy szczyptę soli i ciepłą wodę. Zagniatamy ciasto i wyrabiamy przez chwilę, aż będzie odchodzić od ręki (warto mieć odrobinę mąki pod ręką "do podsypania"; ciasto nie powinno dużo jej potrzebować, składniki są naprawdę dobrze wyważone). Ciasto dzielimy na porcje, nakładamy farsz i lepimy pierogi. Gotujemy od razu w gorącej wodzie do wypłynięcia i "w imię ojca" lub mrozimy na surowo (na papierze do pieczenia w zamrażarce; po ok. 30 minutach są gotowe do przełożenia do plastikowych woreczków). Pierogi podajemy z odrobiną masła, posypane świeżo zmielonym pieprzem, z ricottą.


Jak najlepiej wyporcjować ciasto?

To w moim przypadku bardzo trudne pytanie. Pewnie większość z nas robi to tak, jak robiła to babcia. Problem w tym, że obie moje babcie robią to inaczej.

Sposób I: Otóż: Babcia Małgosia zawsze rozwałkowuje duże kawałki ciasta na kilku milimetrowy placek i wykrawa z niego szklanką równe kółeczka. Ma to swoje plusy - wszystkie pierogi wychodzą jednakowo duże, a więc wyglądają niezwykle estetycznie i łatwo rozdzielić pomiędzy nie farsz. Problemem w tym, że jest nieco bardziej pracochłonne niż sposób II i zawsze zostaje nam kawałek nieużytego ciasta, który wraca do puli rozdziału.

Sposób II: Czyli sposób babci Helenki. Kulę ciasta należy podzielić na małe kuleczki, które potem pojedynczo rozwałkowujemy. Dzięki temu w mgnieniu oka jesteśmy w stanie ulepić X pierogów, ale nie zawsze wychodzą nam one jednakowo równe (pod względem grubości i wielkości).

Ja osobiście robię pierogi na oba sposoby, jak mi danego dnia w duszy zagra. Ciężko spierać się, który jest lepszy, bardziej wydajny, ekonomiczny. Po prostu - z pierogami babci się nie dyskutuje.


Jeśli natomiast chodzi o lepienie pierogów, to nie przepadam za plastikowymi maszynkami, które sklejają pierogi, nadając im idealny, równy kształt. Wolę lepić je ręcznie. Wychodzą większe, mniejsze, bardziej równe lub mniej. Czasem się rozkleją, czasem rozpadną, ale są to moje pierogi, a nie maszyny. Od czasu do czasu posiłkuję się widelcem przy klejeniu pierogów, aczkolwiek jest to u mnie rzadkość. Nie mam jednego, ukochanego sposobu na robienie pierogów od A do Z. Lubię, jak wyglądają naturalnie, nawet, jeśli czasem są nieco kulfoniaste czy nierówne.


O co właściwie chodzi z tym ciastem?

Dlaczego warto porzucić tradycyjną mąkę pszenną, tak atrakcyjnie wybieloną w młynie? Przecież ten produkt zawsze działa, jest sprawdzony, tani i wręcz epatuje pewnością siebie, mówiąc: jestem sexi. Otóż, Zastępujemy zwykłą mąkę pszenną mąką orkiszową! Jest dużo zdrowsza, ma więcej białka, zawiera więcej witamin, cynku, miedzi i ma dużo błonnika. Mąka orkiszowa jest także łatwiejsza w trawieniu.

Jeśli natomiast chodzi o proporcje w cieśnie, to tu dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa. W mojej kuchni przetestowałam już 3 różne rodzaje ciast pierogowych: to z przepisu, jedynie z mąki i wody, ciasto z dodatkiem jajka (lub jedynie żółtka) oraz bez jajeczne z pokaźnym dodatkiem tłuszczu (masła). 
To pierwsze jest bardzo smaczne, nie można mu nic zarzucić. Jest delikatne i relatywnie najzdrowsze (ma najmniej tłuszczu i mogą je spożywać weganie i osoby uczulone na jaja). 
Drugie ciasto jajeczne, to ciasto mojej babci (Helenki). Pierogi wychodzą dobre, nieco twardsze, niż z dwóch pozostałych, nie rozklejają się, a ciasto jest pewniejsze, porządniejsze
Natomiast pierogi z ciasta z masłem wychodzą bajeczne, bardzo delikatne, ale są dość kaloryczne i mają sporo tłuszczu.

Które z tych ciast uważam za najlepsze? Ciężko stwierdzić. Gotując dla siebie, na zdrowo, wybieram ciasto z przepisu (300-200), gdybym miała gotować dla popisu, wybrałabym ciasto z masłem (cicho!)





poniedziałek, 17 listopada 2014

PIKNIK W MADRYCIE I PARĘ SŁÓW O EKO HISZPANII

Pogoda w Madrycie w połowie listopada pozostawia wiele do życzenia. Jest zimno, wietrznie, ale przynajmniej od czasu do czasu przyświeca nieco słońca. Tak było i wczoraj. Pogoda dopisywała nam od rana, więc po późnym śniadaniu zabraliśmy do plecaczka nasze smakołyki i wyruszyliśmy do lasu...


A co mieliśmy w plecaczku do już inna sprawa! Zabraliśmy ze sobą cudowne chorizo, salchichon i butelkę naszego ulubionego czerwonego wina Pata Negra i kilka picos (z tego nie jesteśmy wcale dumni). Taki zestaw zawsze sprawdzi się na krótsze i dłuższe wycieczki w towarzystwie waszej osoby. Nas ogarnął spokój, szczęście i radość. Znaleźliśmy kilka malowniczo położonych ławeczek i usiedliśmy w delikatnym słoneczku, ciesząc się niedzielnym popołudniem.


Dzień wcześniej, w sobotę, odwiedziliśmy fantastyczny festiwal BioCultura, czyli międzynarodowy projekt, który miał miejsce już po raz trzydziesty! Było ponad 700 różnych stoisk. Skupiały się wokół ekologicznego jedzenia, kosmetyków, książek, domu, stylu życia. Jednym słowem wszystkiego, co ma związek z byciem świadomym konsumentem. Można było nabyć wiele produktów po bardzo okazyjnych cenach, spróbować pysznego jedzenia kilku madryckich restauracji bio i nawiązać wiele wspaniałych znajomości.
 
Nam udało się kupić nasiona chia, spirulinę i białko konopne. Poza tym, poznaliśmy wiele ciekawych sklepów, piekarni, barów i dystrybutorów produktów ekologicznych. Spróbowaliśmy najfantastyczniejszej mozzarelli, jaką w życiu jedliśmy! Dowiedzieliśmy się, jak w ekspresowym tempie wyhodować samodzielnie grzyby w domu i jak ocieplić go w bio sposób.
 
Poza tym kupiliśmy te niesamowite hiszpańskie delikatesy! Chorizo i salchichon andaluzyjskiej hodowli EcoIBERICOS. Muszę przyznać, że oba wyroby są najwyższej klasy, zarówno smakowo, jak i jakościowo. Chorizo rozpływa się w ustach (co zresztą widać na zdjęciu), jest niesamowicie delikatne, a zarazem pikantne. Salchichon też smakuję naprawdę wspaniale. Polecam wszystkim zajrzeć na ich stronę i poczytać nieco o tej kontrolowanej hodowli. Na stronie internetowej znajdziecie też link do ich sklepiku. Ceny zwalają z nóg, ale cóż, raz na czas warto postawić na produkt absolutnie najwyższej jakości. Ostatecznie idą święta - to do was należy, czy poprosicie św. Mikołaja o nowe buty, czy kilka produktów kulinarnych exclusive.
 

Ten nasz piknik odbył się raczej w polowych warunkach. Nie było białego koszyka, kwiatów i obrusu w kratkę. Były za to zwykłe serwetki i picie wina prosto z butelki.
 
Wspaniale było zobaczyć, ilu Hiszpanów jest zainteresowanych eko kulturą. Na festiwalu były tłumy. Nie tylko ciekawskich, ale też faktycznie zainteresowanych konsumentów. A ile spacerujących rodzin spotkaliśmy po drodze w lesie! W wielu miejscach publicznych ustawione są mniej lub bardziej profesjonalne sprzęty do ćwiczeń dla szczęśliwych emerytów, z których korzystają nie tylko oni! O tak, w Hiszpanii rzeczy dzieją się dobrze, a szczególnie w stolicy! Mam nadzieję, że takich eventów będzie przybywać i u nas, a ceny produktów ekologicznych pójdą w dół.
Tym właśnie jest bolączką współczesnego społeczeństwa - jedzenie śmieciowe, niskiej jakości jest tanie, po prostu tanie. Do tego konserwanty są dla wielu po prostu smaczne. No i co teraz z tym fantem zrobić?

niedziela, 16 listopada 2014

CARPACCIO WOŁOWE

Przyznam szczerze, że przez długi czas nie jadałam surowego mięsa. Surową rybę - tak, zawsze, jak najbardziej, w każdych ilościach. Ale mięso?! Nie mogłam się przemóc, aż do pewnego razu... Siedziałam z przyjaciółką w restauracji. Nie widziałyśmy się kupę czasu. Pomyślałam, w porządku, kieliszki od wina stukają o siebie radośnie co chwilę, a w brzuchu pusto! No i zamówiłam... carpaccio. Wtedy się zaczęło..., ta trochę miłość jednostronna, trochę fascynacja i respekt do surowego mięsa.
 
 
 
 
 
Składniki na 1 porcję:
  • 70 g wołowiny na carpaccio*,
  • mała garść rukoli,
  • 1 łyżka tartego parmezanu,
  • kilka kaparów,
  • kilka orzechów włoskich,
  • 1 łyżka oliwy z oliwek,
  • 1 łyżeczka musztardy pikantnej,
  • szczypta soli morskiej.
* - w większości sklepów można kupić gotowe tacki z idealnie cienkim pokrojonym mięsem, jest ono niemalże przezroczyste. Mięso można pokroić także samodzielnie. Musimy upewnić się, że to może być jedzone na surowo, lekko je zmrozić i pokroić na plasterki o grubości 1 mm. Bardzo ważne, by było świeże. Nie wolno robić carpaccio z mięsa, które przekroczyło datę przydatności do spożycia!
 
Przygotowanie:
 
W szklance wymieszać musztardę z odrobiną soli, powoli wlać oliwę, cały czas mieszając. Dressing wyłożyć na talerz, na którym będziemy podawać carpaccio. Wołowinę wyłożyć delikatnie na talerz (bardzo uważać, może się rozpadać, "kruszyć", nie wolno jej rozciągać! trzeba do tego dużo cierpliwości). Posypać grubo startym parmezanem i rukolą. Udekorować posiekanymi orzechami włoskimi i kaparami. 


Carpaccio można podawać z dowolnymi dodatkami. Zawsze warto przygotować odrobinę sosu, który będzie dobrą bazą i przełamaniem smakowym do surowego mięsa. Ja najczęściej przygotowuję: sos musztardowy (jak w przepisie), sos wasabi, oliwę truflową lub pieprzową z odrobiną soli. Dodatki to również kwestia gustu. Wyrazisty ser świetnie podkreśla smak tego dania, ale można go spokojnie zastąpić czymś innym. Dobre kombinacje to: rzodkiewka - ser biały - wasabi, grana padano - gruba sól morska - kolendra czy szczypiorek - jajo na twardo - majonez sojowy.

sobota, 15 listopada 2014

BEZGLUTENOWE PLACKI JABŁKOWE



Jestem prawie uzależniona od wszelkiego rodzaju placków, placuszków, naleśników i innych małych ciasteczkach pieczonych na patelni. Są świetnym pomysłem na każdą porę dnia (a szczególnie na śniadanie!). Jesienią i zimą szczególnie mam ochotę zacząć dzień czymś na ciepło i na słodko. Ekspresowe, bezglutenowe placki jabłkowe sprawdzą się idealnie. Dlaczego? Bo mam w ogrodzie jabłoń. I jabłoń sąsiadki, z której wszystkie owoce spadają do naszego ogrodu!
Składniki (na 8 - 10 placków):
  • 2 duże jabłka,
  • 1 jajko wiejskie,
  • 6 łyżek mieszanki mąk bezglutenowych (lub orkiszowej),
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia (bezglutenowego, jeśli trzymamy się tej wersji),
  • 1 łyżeczka cynamonu,
  • 1/2 łyżeczki imbiru,
  • 1/4 łyżeczki kardamonu,
  • 1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej,
  • 1/2 łyżeczki sezamowej pasty tahini,
  • 1/4 szklanki mleka migdałowego/sojowego/owsianego/kokosowego,
  • 1 łyżka syropu z agawy,
  • szczypta soli morskiej.
do podania: domowa granola
 
 
Przygotowanie:
 
Mąkę wymieszać z przyprawami, proszkiem do pieczenia i solą. W osobnej misce wymieszać mleko, syrop z agawy, tahini i starte jabłka. Wymieszać wszystkie składniki. Smażyć na średnio rozgrzanej patelni na złoty kolor. Podawać na ciepło, z domową granolą.
 
 
 
Cały sekret moich niekończących się jabłkowych inspiracji to właśnie nasze ukochane drzewo (no i wspomniane już drzewo kochanej sąsiadki), które rodzi nam co sezon tony jabłek. Nie da się ich skończyć. Niemalże codziennie wyciskamy kilka litrów świeżego soku jabłkowego, robimy ciasta jabłkowe, zapiekanki wytrawne z jabłkami, placki, naleśniki, przetwory i nic. Ono nadal jest całe pełne owoców, stoi tam w ogrodzie i się z nas śmieje! Trudno, tak łatwo się nie poddamy. Kochamy to drzewo, ale już nas... wkurza!?
 

Mówiąc tak o jesieni, nie sposób byłoby nie wspomnieć o drugim drzewie, orzechowym, które dzieli się z nami swoimi dobrami. Z orzechów lubimy robić mąkę (wspaniała na organiczne torty orzechowe!), masło orzechowe czy dodawać je do sałatek, makaronów i mięs. Zbieramy je na dziesiątki kilogramów i trzymamy w dużych, wiklinowych koszykach przy kominku i w piwnicznej spiżarce. Czasem jesteśmy zbyt leniwi i nie chce nam się ich łuskać. A czasem wręcz przeciwnie - na tyle zapobiegliwi, że wyłuskamy dobry zapas. To, co nie zejdzie w naturalnym przerobie jedzie do dziadka, na orzechówkę. Nalewki nie robimy u nas w domu, nie ma takiej potrzeby, skoro mamy speców w tej dziedzinie niecałą godzinę drogi od domu. Wręcz taka konkurencja mogłaby być niemile widziana, kto wie...